Domowe przedszkole w czasie pandemii

Justyna Nowakowska

Praca zdalna z dziećmi „na głowie” czy urlop wychowawczy połączony z domowym nauczaniem? Przed takim wyborem, wiosną roku 2020, stanęliśmy jako rodzice dwójki przedszkolaków, w związku z pandemią koronawirusa. Bez większych wątpliwości, ważąc jednak wszystkie „za” i „przeciw”, zdecydowaliśmy się na drugą opcję. I w takim trybie funkcjonujemy już ponad pół roku. Dzielimy się naszymi dotychczasowymi doświadczeniami, licząc, że nasze domowe przedszkole Was, rodziców małych dzieci, choć w części zainspiruje.

Kulisy naszej decyzji

Praca umysłowa w trybie home office, z jednoczesnym zajmowaniem się małymi dziećmi i nieustającym hałasem w tle, to ogromne wyzwanie. I kompletne szaleństwo. Każdy rodzic, który tego doświadczył, wie, o czym piszę.

Jestem mamą dwóch dziewczynek w wieku przedszkolnym. W momencie wybuchu pandemii, kiedy przedszkola zostały zamknięte, a my, rodzice, przeszliśmy w tryb pracy zdalnej, nasze dzieci miały niespełna 5 i 3 lata. Były, i wciąż są, na tyle jeszcze małe, że same się sobą nie zajmą – nie znajdą sobie zajęcia, które pochłonęłoby je na dłuższą chwilę, nie obsłużą się same w kuchni czy toalecie – co umożliwiłoby nam w miarę niezakłóconą pracę. Jednocześnie są już na tyle duże, że nie kładziemy ich już na drzemki w ciągu dnia, w czasie których moglibyśmy podgonić z pracą.

Fot. Zajęcia w domowym przedszkolu

W tych trudnych domowych warunkach oboje pracowaliśmy nieefektywnie. Zaległości nadrabialiśmy wieczorami, „po godzinach”. Byliśmy mocno przemęczeni, frustracje narastały z każdym dniem. W czasie, kiedy my „próbowaliśmy” pracować, dzieci snuły się po domu znudzone i nieszczęśliwe. Były nawet momenty, kiedy z tego powodu płakały. A po całym dniu pracy nie mieliśmy już energii na zabawę i naukę z dziećmi.

W pewnym momencie uznaliśmy zgodnie, że taka codzienność nie ma sensu. Po trzech miesiącach powiedzieliśmy: dość. Wzięłam urlop wychowawczy, aby zająć się dziećmi. Dzięki temu, choć jedno z nas – tata dzieci – mógł w pełni oddać się pracy.

Pomimo że istniała już wówczas możliwość ponownego posłania dzieci do przedszkola, tej opcji, w samym środku pandemii, w ogóle nie braliśmy już pod uwagę. Cieszyło nas przy tym, że mieliśmy w tej kwestii wolny wybór, jakiego pozbawieni byli rodzice dzieci w wieku szkolnym, z uwagi na powszechny obowiązek szkolny.

W związku z tym, w naszej sytuacji, alternatywą dla pracy w warunkach domowych, z dziećmi „na głowie”, był dla nas jedynie urlop wychowawczy. I tak zaczęła się nasza przygoda z domowym przedszkolem…

Co nasze dzieci wiedzą o pandemii

Jestem przekonana, że nasze dziewczynki wiedzą o pandemii o wiele więcej niż niejedno dziecko w wieku szkolnym. Mają świadomość wprowadzonych obostrzeń oraz reżimu sanitarnego. „Czują” i respektują tę nową rzeczywistość – niecodzienną codzienność – w odróżnieniu od wielu starszych dzieci, a nawet nastolatków, często lekceważących powagę sytuacji.

Dziewczynki doskonale rozumieją, dlaczego przestały chodzić do przedszkola i dlaczego aktualnie nie spotykamy się z dziadkami. Wiedzą, po co nosimy maseczki, i co to znaczy „trzymać dystans”. Rozumieją, dlaczego unikamy zatłoczonych sklepów i placów zabaw. I z niczym nie dyskutują, wszystko przyjmują.

Przy tej okazji, krótka, prawdziwa anegdota. Kiedyś w trakcie spaceru, nasza 5-latka sama z siebie, z własnej inicjatywy, zwróciła uwagę nieznajomemu, dlaczego nie ma założonej maseczki. Pan wyraźnie zmieszał się po tych słowach, po czym wyjął maseczkę z kieszeni i założył ją na twarz.

Jak to osiągnęliśmy? Dużo rozmawiamy (na ten i inne tematy), wyjaśniamy, tłumaczymy… Na nasze dzieci nic nie działa tak skutecznie, jak siła argumentu. Na przykład, nasze dziewczynki nigdy nie położą się spać bez uprzedniego umycia zębów – tak podziałał argument z próchnicą (którą u niejednego dziecka widziały na własne oczy).

Nasza codzienność

„Wolne” od pracy i przedszkola to bynajmniej nie czas na nudę. Jest tyle pomysłów na ciekawe, a przy tym kształcące, rozwijające wiele umiejętności, zajęcia dla dzieci… Aż brakuje na nie czasu!

Co robimy na co dzień? To zależy przede wszystkim od pory roku i pogody. W okresie letnim każdy nasz dzień podporządkowany był spacerom – pieszym, kilkugodzinnym wycieczkom, w czasie których pokonywaliśmy od 6 do nawet 12 kilometrów każdego dnia (oczywiście z wózkiem i podstawką dla starszej córki, inaczej nie byłoby to wykonalne). Spacery łączyliśmy z innymi atrakcjami na powietrzu. Do tych ulubionych należało karmienie kaczek w parku, piknik na polanie, malowanie kredą i puszczanie baniek mydlanych. Nasze wędrówki były również dobrą okazją do rozmów na przeróżne tematy, inicjowane często przez dziewczynki jakimś „mądrym” pytaniem, z rodzaju tych, które zadawać potrafią tylko dzieci. Był to także dobry moment na ustne zagadki – nasze dziewczynki je uwielbiają i dużo się przy tym uczą!

Kiedy pogoda nie sprzyja spacerom, naszym ulubionym zajęciem jest wspólne rozwiązywanie zadań i łamigłówek, zawartych w zeszytach ćwiczeń – publikacjach książkowych dedykowanych dzieciom w określonym wieku. Mamy ich sporo w domu i – gdyby nie mój urlop wychowawczy – dziewczynki zapewne zdążyłyby z nich „wyrosnąć”, zanim ja znalazłabym na nie wszystkie czas (dzieci potrzebują przy nich pomocy, ze względu na polecenia, których same nie odczytają).

Dziewczynki bardzo lubią także czytanie książeczek, które uatrakcyjniamy ćwiczeniami na refleks i spostrzegawczość, wykorzystując do tego ilustracje zawarte w książeczkach (proszę dzieci, aby znalazły na nich określone przedmioty). Im bardziej szczegółowe ilustracje, zawierające wiele detali, tym lepiej! Ćwiczymy także czytanie ze zrozumieniem – po przeczytaniu określonych fragmentów tekstu, dziewczynki opowiadają mi własnymi słowami, co z niego zrozumiały i zapamiętały.

Dużo czasu poświęcamy również na prace plastyczne i inne podobne zajęcia pobudzające kreatywność dzieci. Doskonałą ku temu okazją był okres przedświąteczny, w czasie którego dziewczynki, z moją pomocą, przygotowały piękny kalendarz adwentowy, który z pewnością posłuży nam na kolejne lata, budząc miłe wspomnienia z okresu, kiedy nad nim wspólnie pracowałyśmy. Niezapomnianych wrażeń dostarczyło nam też dekorowanie okien motywami świątecznymi, z użyciem sztucznego śniegu. Nigdy nie zapomnimy również kilkudniowej, wytężonej pracy nad laurką dla prababci z okazji 90. urodzin. Dziewczynki zaliczyły wówczas pierwszą próbę samodzielnego pisania – własnoręcznie napisały życzenia dla prababci!

Poza wszystkimi tymi zajęciami (które zaliczam do kategorii „nauka przez zabawę”), dziewczynki mają także tak zwany czas wolny, który poświęcają na typowe dziecięce zabawy (najchętniej sięgają wtedy po ciastolinę, kolorowanki, puzzle i gry), abym ja w tym czasie mogła zająć się domem. Jednak staram się, w możliwie dużym zakresie, angażować je również w prace domowe. Bardzo chętnie mi pomagają, szczególnie w kuchni. Uwielbiają gotowanie. Mieszać składniki na proste ciasto czy naleśniki mogłyby bez końca! Mamy tablicę motywacyjną, na której nagradzamy wszystkie dobre uczynki (m.in. właśnie pomoc przy pracach domowych, ale także sprzątanie zabawek i naukę), przyznając za nie uśmiechnięte gwiazdki. Jej uzupełnianie stało się już naszym codziennym wieczornym rytuałem, którego dziewczynki mi nie odpuszczą!
Od czasu do czasu wspólnie obejrzymy film familijny. Dziewczynki jeszcze nigdy nie były w kinie – nie wytrwałyby na filmie pełnometrażowym. „Trenujemy” zatem aktualnie w domu przed naszą pierwszą wizytą w kinie.

Co jeszcze porabiamy? Czeszemy piękne, często skomplikowane fryzury, w których dziewczynki mogą poczuć się jak księżniczki ze swoich ulubionych bajek. Dużo frajdy mamy też przy gimnastyce przed telewizorem z trenerem aerobiku.

A co jeszcze planujemy na najbliższy czas? Moją ambicją jest wprowadzenie, a w zasadzie, „odświeżenie” dziewczynkom języka angielskiego. Kiedy jeszcze chodziły do przedszkola, nieraz zaskakiwały mnie bogatym – jak na swój wiek – słownictwem. Dziś niewiele już pamiętają…

A kiedy dzieci już śpią, ja – po całym dniu wrażeń – mobilizuję się jeszcze, aby zająć się własnym rozwojem zawodowym. W mojej pracy zawodowej (w kancelarii prawnej) niezwykle ważne jest, aby być na bieżąco z przepisami. Dlatego regularnie przeglądam prasę specjalistyczną, uczestniczę także w szkoleniach online.

Film 1. Co na talerzu?
Film 2. Gimnastyka
Film 3. Gotowanie
Film 4. Śpiewanie

Jak się uczymy

Przyznam, że poza jedną książką z pomysłami ciekawych, rodzinnych zajęć na czas Adwentu i Bożego Narodzenia nie czytałam żadnych poradników dotyczących nauczania domowego, z których mogłabym czerpać inspirację dla naszego domowego przedszkola. „Pracując” z dziećmi – decydując o tym, czego i w jaki sposób się uczymy – zdaję się na własną intuicję, obserwując reakcje i postępy dziewczynek. Także moje wykształcenie i praca zawodowa niewiele mają wspólnego z edukacją przedszkolną czy wczesnoszkolną.
Czego się uczymy? Zapewne każdy pomyślałby tutaj o literkach, cyferkach itp. Ale ja, na tak postawione pytanie, odpowiedziałabym inaczej: uczymy się przede wszystkim cierpliwości, koncentracji, umiejętności skupienia się na zadaniu, kształtujemy dobre nawyki… Jednym słowem, uczymy się, jak się uczyć. Rozwijamy umiejętności efektywnego uczenia się. Na tym etapie edukacji, literki czy cyferki są dla nas jedynie środkiem do osiągnięcia tych celów.
Jak się uczymy? Z moich dotychczasowych doświadczeń wynika, że przy tak małych dzieciach najlepiej sprawdzają się krótkie sesje po 15-30 minut. Choć dzieci w tym wieku są niezwykle chłonne wiedzy, to jednak na tym etapie szczególnie brakuje im jeszcze cierpliwości, szybko się nudzą i zniechęcają.
I jeszcze jedna zasada, której się trzymam: nic nie planuj, nie stawiaj nierealnych celów, działaj spontanicznie. Zaplanowane w określonych ramach czasowych zadania na ogół bowiem rozciągają się w czasie, co prowadzi do niepotrzebnych emocji, zdenerwowania, poczucia, że sobie nie radzimy… A przecież czas spędzany wspólnie z dziećmi, czy to przy nauce czy zabawie, powinien przynosić radość!
Ponadto wspiera nas technologia.

Aktualnie wiele mówi się o negatywnym wpływie telewizji, smartfonów czy tabletów na rozwój emocjonalny dzieci. Ja jednak wierzę, że my korzystamy z nich mądrze i z umiarem.

Serwisy streamingowe są dla nas bogatym źródłem inspiracji. Zawierają bowiem wiele cennych treści wspierających edukację dzieci. Nasze dziewczynki oglądają na nich bajki po angielsku, ucząc się przy tym języka. Słuchają kolęd, utworów świątecznych i innych dziecięcych piosenek, tańcząc przy nich, i śpiewając. Ćwiczą na zajęciach fitness online, dbając o ruch i aktywność fizyczną. Malują z pomocą wirtualnego nauczyciela, który instruuje krok po kroku, jak namalować na przykład muminka.

Poza aspektem edukacyjnym, technologia wspiera nas również w kontaktach z dziadkami (pisząc o dziadkach, mam tu oczywiście na myśli babcie i dziadków). Doceniamy to szczególnie teraz, w czasie pandemii, kiedy wspólne spotkania są mocno utrudnione. Praktycznie codziennie dziewczynki prowadzą z dziadkami długie wideorozmowy, w których nie o samą rozmowę chodzi (a tematów nie brakuje…), ale także o to, aby spędzić z nimi czas – po prostu razem pobyć. A na pożegnanie, dziewczynki zawsze kończą te wirtualne spotkania z dziadkami miłymi, eleganckimi słowami: „dziękuję za rozmowę!”

Utrwalamy również chwile. Nie ma dnia, abyśmy nie nagrali filmików z dziećmi w roli głównej, które następnie przesyłamy dziadkom. Nagrania dokumentują naszą codzienność, a pierwsze słowa, jakie padają, to… „cześć, babciu…”. Co dalej? Dziewczynki pomagają przy pieczeniu ciasta, wymieniając wszystkie potrzebne składniki; tłumaczą, jak przygotować naleśniki; jedząc obiad, mówią, co mają na talerzu; prezentują swoje prace plastyczne, opowiadając, co przedstawiają; omawiają własnoręcznie wykonany kalendarz adwentowy; tańczą i gimnastykują się; śpiewają świąteczne piosenki i kolędy; składają życzenia noworoczne oraz urodzinowe życzenia dla prababci; i jeszcze wiele, wiele innych nagrań, które po latach przywołają piękne wspomnienia z dzieciństwa.

Film 5. Kalendarz adwentowy
Film 6. Rytmika
Film 7. Tablica motywacyjna
Film 8. Życzenia
Film 9. Opowiadania o rysunkach
Film 10. Nauka

Moje wrażenia

Być może w opisie i na zdjęciach wszystko to „ładnie” wygląda, ale uczciwie muszę przyznać, że rzeczywistość jest dużo trudniejsza. Domowe przedszkole to w praktyce wielki test cierpliwości dla rodzica.

Mam przy tym świadomość wielu negatywnych aspektów wynikających z „porzucenia” przedszkola. Zdaję sobie sprawę, że nie zastąpię wykwalifikowanych pedagogicznie przedszkolanek. Nasze domowe nauczanie (a w zasadzie wychowanie z elementami nauki), to niewątpliwie jedynie namiastka edukacji, jaką zapewniało dziewczynkom nasze dotychczasowe przedszkole.

Brakuje nam także rówieśników – koleżanek i kolegów – z którymi dziewczynki przyjaźniły się w przedszkolu. Staram się jednak w całej tej sytuacji szukać pozytywów. Cieszy mnie to, że dziewczynki mają chociaż siebie. Ten brak kontaktu z rówieśnikami niewątpliwie bardziej doskwiera jedynakom.

Mimo wszystkich tych trudności i wyzwań, jestem przekonana, że z perspektywy czasu będę ten okres miło wspominać. Mam nadzieję, że dziewczynki również. Już teraz, kiedy pytam je, czy chciałyby już wrócić do przedszkola – mimo że od samego początku bardzo lubiły do niego chodzić – zgodnie odpowiadają, że wolą jeszcze pobyć z mamą w domu. I to jest dla mnie bardzo budujące.